avatar Jedrkowy blog rowerowy.






Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jedreks.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Poznaj swój kraj

Dystans całkowity:1899.94 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:03:35
Średnia prędkość:15.73 km/h
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:54.28 km i 3h 35m
Więcej statystyk
  • DST 27.00km

Dolina Słupi

Czwartek, 26 czerwca 2014 · dodano: 17.07.2014 | Komentarze 2

W tym roku, coroczna impreza plenerowa Majka odbyła się nieopodal miejscowości Grabówko w powiecie słupskim. Co prawda roweru nie zabrałem, ale Piotrek wziął (dzięki za użyczenie!). Skorzystałem z okazji, a ponieważ wszyscy jeszcze spali po ciężkiej nocy ;-) pojechałem samojeden zwiedzić okoliczne lasy.



Zapora na Słupi.

Rozlana Słupia.

Wypasiona jadłodajnia pośrodku jagodowych plantacji.

Piotrkowy Kellys Magic.

Jezioro Głębokie.


Aż strach, takie detale!


Natura.


Chmurne Postawele

Środa, 4 czerwca 2014 · dodano: 17.07.2014 | Komentarze 0

Można powiedzieć, ze to mikrourlop, albo przedłużony weekend na Suwalszczynie, która bardzo przypadła mi do gustu. :) Wraz ze słynną krakowską bajkerką Małgorzatą wybraliśmy się odpocząć w tych pięknych okolicznościach. Sezon jeszcze się nie zaczął - całkowity brak turystów, cisza i spokój.
W pierwszy dzień dość chłodno, mokro i mrzawkowo więc dystans nie powala ;-)  Są za to fotki przyrody dzikiej i udomowionej.


Pobondzie, Jezioro Pobondzie ;-)





Elfickie mosty w Stańczykach robią wrażenie.


Pod wieczór się wypogodziło.


Uczestnicy

Kierunek Scyzoryki.

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 27.05.2014 | Komentarze 4

TPKTR "Wiesław" cały czas organizuje wycieczki w ciekawe miejsca, pomyślałem, że i ja coś zaproponuję: a może do Kelc? Świętokrzyskie pamiętam z czasów obozów wędrownych, kiedy do sklepów po mięsne konserwy chodziliśmy z kwitami, bo czasy to były kartkowe. Pogodę na weekend zapowiadali piękną, więc przy którejś służbowej kawie zapadła decyzja. W sobotę rano zamiast odespać tydzień ciężkiej pracy, zerwałem się o 5:15, no może nie od razu zerwałem, posiedziałem jeszcze z kwadrans w trybie Budda. Potem uruchomił się poranny autopilot; łazienka, ciuchy, kawa, prowiant, podlać zagonik na balkonie ;-), plecak na plecy, rower pod pachę i do garażu. Punktualnie, o wyznaczonej 6:30, zajechałem do Zarazkowa. Dorzuciliśmy do bagażnika jeszcze jeden rower i w drogę! 
Zaparkowaliśmy przed dworcem w Skarżysku-Kamiennej i zaczęła się właściwa część wycieczki :-). Na początek do Wąchocka, szlakiem wzdłuż rzeki Kamiennej. Po drodze urocze lasy i mokradła, dające możliwość kilkukrotnego schłodzenia nóg w drodze - zamienionej w rzekę. W Wąchocku poszukiwanie pomnika Sołtysa. Nie wiem jakim cudem go przeoczyliśmy, bo wg Google Street View przejeżdżaliśmy obok niego dwukrotnie, nie dalej niż 10 metrów?! Jeszcze rzut oka na Muzeum Cystersów i zwrot do Bodzentyna. Na początek zabójczy podjazd brzegiem malowniczego wąwozu (zatrzymałem się tylko po to by zrobić zdjęcia i tej wersji będę się trzymał!). Potem było lepiej - niewiele lepiej, ale lepiej: 7 kilometrów koszmarnym telepatorem drogą na  Wykus. Późnej o wiele przyjemniejszy szuterek, a na koniec asfalt w 30°C i pełnym słońcu (dzięki Zaraz za bloker ;-) ) do Bodzentyna. W tym sympatycznym miasteczku, pod ruinami zamku, urządziliśmy popas. Z Bodzentyna, z braku alternatywy, znów asfaltem do Św. Katarzyny i nad Zalew w Wilkowie. A tam  znów popas :-). Jeden pan próbował nastraszyć nas żmiją, która właśnie przemknęła w naszą stronę, ale co znaczy jad żmii w porównaniu z pracą w korporacji ;-). Siedzimyyyyy, nic się nie dziejeeee... Słonko przypieka, ale tyłek odpoczywa :-) Fajnie jest, ale trzeba ruszać dalej, bo nam pociągi pouciekają. Zajeżdżamy nad Zalew Cedzyna, tam atmosfera piknikowa: wiaterek roznosi zapachy grillowe, a skutery wodne ryczą przeraźliwie. Jeszcze tylko finezyjna gleba na zdradliwej leśnej ścieżce i dojeżdżamy do przedmieść Kielc. Bocznymi, polnymi drogami odwiedzamy rezerwat Wietrznia. Zbierają się chmury i czasu jakoś mało, więc mkniemy na dworzec. Po 20 minutach stoimy przed kasą. Kupujemy bilet z miejscami w wagonie nr 18, ale wsiadamy za lokomotywą, gdyż pani w okienku ostrzega, że pociąg nie prowadzi wagonu z miejscami na rowery. Na dworcu w Skarżysku, trochę się zdziwiliśmy, że w wagonie 18 jest wydzielony rowerowy przedział ;-) 
Umęczyłem się trochę w tych Świętokrzyskich, jeszcze nie jestem gotów na długaśne podjazdy w palącym słońcu. Muszę przyznać, ze widoczki tych gór, zapamiętane z dawnych wypraw wygrywają z dzisiejszymi ;-). Niemniej jednak wycieczka bardzo fajna, a odległość od Warszawy w sam raz na jednodniowy wypad.
Dzięki uprzejmości kolegi Zarazka miałem okazję wypróbować system nawigacyjny Garmin Dakota. Za bardzo się jednak przyzwyczaiłem do smarkfona i ciężko mi idzie poruszanie się w garminowym świecie. Zostanę przy telefonie z ładowarką w podramowej sakwie ;-)



Pt47 - ulubiony parowóz mojego dziadka.

a taki śliczny, ze jeszcze jedno zdjęcie wstawię.

Kamienie w Kamiennej.

Bardzo wyraźny szlak pieszy oraz rowerowy ;-)

Muzeum Cystersów w Wąchocku.

Wąwóz Killera ;-)

Zielony łan.

Telepator (tu na szczęście z objazdem)

i szuterek.

Wąwóz (Zarazku, popraw mnie jeśli źle podpisałem ;-))



Ruiny zamku w Bodzentynie.

Miejska Góra.

Psarska Góra.

Pasmo Sieradowickie.

Zalew w Wilkowie.

Pasmo Masłowskie

Zalew Cedzyna.

Wietrznia.

Chmury nad  Telegrafem.

Biedulki ściśnięte przy klopie.


Uczestnicy

Suwalszczyzna. Dzień trzeci, Jeleniewo - Bubele.

Wtorek, 13 maja 2014 · dodano: 16.05.2014 | Komentarze 3

Ostatni dzień na Suwalszczyźnie. Śniadanie, pakowanie, zeskrobanie zaschniętej gliny z roweru i już możemy ruszać. A nie, jeszcze coś nieprzemakalnego na grzbiet i sakwę, bo własnie zaczyna kropić. Na pierwszym podjeździe obowiązkowe zdjęcie... ups, aparat został przed ośrodkiem zdrowia. Szybko w dół i znów ten sam podjazd, tak na rozgrzewkę ;-). Mijamy senne wioski i wioseczki, szutry chrzęszczą wesoło. Bydlątka na polach ciągle podejrzliwe, zaczepiane obracają łby, wstają, czasem podbiegną, ale żadne mi nie odmuczy :-) , Bociany wysiadują jaja, a wszystko wokół moknie. Znów przecinamy tory na Trakiszki i zagłębiamy się na chwilę w Wigierski Park Narodowy. Nadchodzi pora na jakąś kanapkę, tym bardziej, że przestało padać. Kierujemy rowery do Kaletnika. Wyrobów skórzanych co prawda nie znajdujemy, ale jest sklep z napojami. Siadamy sobie pod sklepową wiatką, a tu zrywa się wiatr i zaczyna padać. Żujemy więc nieśpiesznie, jak te krówki, i przeczekujemy deszcz. Kierunek baza - Bubele. Wracamy w rejony fajnych nazw miejscowości, są tu też Żwikiele i hit dnia - Wiłkopedzie ;-)  Do "naszej" agroturystyki docieramy po 14, a tam witają nas jedynie psy. Na szczęście garaż otwarty. Czas ściągnąć pawiany i ubrać się jak dorosły człowiek ;-).  Rowery lądują w bagażniku, a opłata za garaż w skrzynce na listy. Żegnamy Suwalszczyznę, szutry i zielone pagóry.

To moje pierwsze spotkanie tą częścią Polski, ale na pewno nie ostatnie, muszę tylko potrenować i zrzucić trochę balastu ;-). Miejsce potrafi zauroczyć, mimo deszczu i błota :-). Będę często wspominał te trzy dni w pięknej okolicy i w świetnym towarzystwie!



Szutry - standardowy podpis nr 1 :-D

j.w.

Ciśnij Jędruś, ciśnij!

Wieś Suchodoły, ani tu sucho, ani doły.

Niespotykana nawierzchnia typu telepator. A amortyzator jakiś sztywny :-) Następnym razem Brunox do sakwy.

Słynna podlaska przyjaźń biało-czarnych zwierząt.

Kawalątek Wigierskiego PN.

Kaletnik.

Znów dylemat.

"Też bym coś zjadł."

Szutry i pagóry - standardowy podpis nr 2.

Nie wiadomo: pływać czy ściągnąć chmurę? ;-)

Nooo, tu to się pedałuje!

Baza w Bubelach.





Opuszczone zagrody Wschodniej Ćwiartki.



Uczestnicy

Suwalszczyzna. Dzień drugi, Wiżajny - Jeleniewo

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 15.05.2014 | Komentarze 8

Obudziłem się jakoś po siódmej  z uczuciem: jeszcze był pospał z godzinkę. Ale słyszę, że Zarazek też już łazi w swojej gawrze. Usiadłem na łóżku i czuję jak powoli startują systemy zarządzania człowiekiem. 10 maja, ta data coś mi mówi ;-). Za oknem bezwietrznie i spokojnie - nie licząc wron kraczących przeraźliwie. Kolega Zarazka, Jürgen ;-) chyba już pojechał, bo jego roweru nie widać, czas i na nas. Ale najpierw śniadanie, kawa, urodzinowy prezent od towarzysza podróży ;-) i rzut oka na pogodowe radary - no pięknie, za godzinę zacznie lać. Postanowiliśmy przeczekać największy deszcz. Gdy się trochę uspokoiło, nasmarowaliśmy łańcuchy, przyoblekliśmy sakwy w foliowe worki i około południa, żegnani mżawką, opuściliśmy apartamenty w Wiżajnach. Kierunek: Suwalski Park Krajobrazowy.
Jedziemy wśród zielonych pagórów, niezliczonych stad bydła, jezior i jeziorek. Deszcz już tylko przelotny, nawet nie przeszkadza, ale szkoda ze słońce schowane, przydałoby się więcej światła i błękitu na zdjęciach :-) Przed Dzierwanami sesja fotograficzna z dwiema kozami ;-) a w samych Dzierwanach bar - niestety zamknięty, a szkoda, bo pogoda barowa ;-). No to mkniemy z góry szutrem do Smolnik, zatrzymujemy się po drodze by wspiąć się na punkt widokowy i nasycić oczy cudnym widokiem. Było coś dla duszy, to teraz dla ciała - bar w Smonikach :-) Jest maj, jest weekend - jest w barze komunia, pewnie obejdziemy się smakiem... a właśnie, że nie :-P. Jest jeszcze Zarazek, znajomy właściciela baru ;-), a właściciel, rozpoznawszy ziomala, może nam zaproponować "jedynie" kartacze. Toć o to chodziło! :-) Wzmocnieni świeżutkimi kartaczami i zimnym piwem ruszamy dalej; Polimonie, mała dygresja do Postawel(i) i żmudna asfaltowa wspinaczka pod Cisową Górę. Nieśmiało zapalają się pierwsze kontrolki check-udo i check-łyda, gonić Zarazka jakoś dzisiaj trudniej :-). Wspinamy się dalej, tym razem po szutrach. Do Wodziłek wybieramy szlak niebieski - błędnie. Mijamy pobliskie jezioro - nomen omen - Błędne i zaczyna lać. Deszcz przeczekujemy w pobliskim lasku i jedziemy dalej, Droga niebezpiecznie rozmoczona zaczyna przypominać tę na Buraki, a koło boksuje na podjazdach. Przed samymi Wodziłkami znów udaje nam się załapać na glinę, więc czym prędzej uciekamy w pole :-D. Jeszcze ostatni trudniejszy podjazd i nagle wychodzi słońce, a mokra zieleń staje się nieprawdopodobnie zielona. Widoczki piękne!
Dotaczamy się asfaltem do Jeleniewa, w barze "Jelonek" bierzemy po kufelku i rozpoczynamy procedurę szukania noclegu. Zbliża się 19 i robi się trochę nerwowo. Zarazek kończy kolejną rozmowę, odkłada telefon i mówi wskazując za okno: "Widzisz ten dom z białej cegły?"  :-)  Z bananem na twarzy kończymy piwo i idziemy zalogować się w pokoju na pięterku, nad miejscowym ośrodkiem zdrowia :-) 
Jeszcze tylko zakupy i możemy świętować ;-). Muzykę na urodzinową imprezę mamy zapewnioną z pobliskiej remizy, gdzie właśnie trwa wesele. Trudno, dzisiaj będziemy słuchać chrapania w jednym pokoju, ale jak powiedziała kierowniczka tego miejsca na nocleg: "No bez przesady!" :-D



Poranny spokój na jeziorze.

Ale zaczęło padać.

Szutry :-D

Rowerzysta na szutrze. 





Bella koza.

Ach ta zieleń!

Góra Cisowa.

Landszaft. 

Góra Cisowa po raz drugi.

Panie Zarazek, my na Udziejek?

Idzie sikawica.

Trochę nam drogę rozmoczyło.

Kolejne Kupowo?

Pagóry.

Znów ten koleś w kadrze :-)

Tu już słońce,

a za plecami jeszcze chmurzyska. 

Trzoda Hobbitów.

Zielono... 

i zielono... 

i zielono, po prostu wisienka na urodzinowym torcie :-)

Opuszczony Hobbiton ;-).

Suwalszczyzna. Dzień pierwszy, Bubele i buble.

Piątek, 9 maja 2014 · dodano: 14.05.2014 | Komentarze 4

Nadszedł długo oczekiwany dzień wyjazdu w zachwalane przez Zarazka pagóry i szutry Suwalszczyzny. W czwartek, po fajrancie, zapakowaliśmy rowery, sakwy, prowiant, a na koniec samych siebie do wozu i pomknęliśmy w górę mapy. Najpierw prowadzeni piękną, pełną tęczą, a później myleni mgłą iście z horroru znaleźliśmy agroturystykę w Bubelach, gdzie mieliśmy zaklepany nocleg. Kolacja przy mapach i piwku, a na koniec sen w agroturystycznym mroku i ciszy. 
Rano sielanka, koguty pieją, konie rżą, psy szczekają i pozostały żywioł wydaje adekwatne dźwięki, słonko świeci - no kicz do potęgi :-D. Czas się spakować i ruszać w trasę. Funkiel nówka sakwa Author A-N441 praktycznie rozlazła się w rękach jak gacie kloszarda. Bubel nad Bubelami! (to oczywiście w cyklu łyżka dziegciu ;-)) Pospinałem na ile się dało agrafkami i spinaczami biurowymi od Pani Gospodyni i na wszelki wypadek wziąłem plecak. Nie ma co płakać nad sprutą sakwą, czas ruszać! Ahoj Przygodo!
Słońce zdążyło już skryć się za chmurami, ale póki co nie pada. A pagóry cudne, miał rację ten Zarazek. Pomknęli my tedy nad graniczny Gaładuś i dalej na północ. Szuterki radośnie chroboczą pod kołami, pot leje się obficie, krowy spoglądają podejrzliwie, a w ich oczach zdumienie: "Po co się tak męczą, nie lepiej w mleczach poleżeć, żarcia w bród, nawet wstawać nie trzeba żeby żołądki napaść?" A my na Litwę, a co! Fota na granicy, parę metrów po ziemas krajus Lietuvos i powrót do ojczyzny :-) Trochę wieje, ale w plecy :-D. Jedziemy dalej, Radziucie, Jenorajście, Burbiszki, Poluńce, wcale bym się nie zdziwił gdyby się pojawiły Wuwuzele, Ślepekiszki, Patafiany albo Podcierańce, bo takie Kupowo po drodze było :-) Jedziemy sobie do Buraków. Zapamiętać na przyszłość: do Buraków po deszczu nie! Wpakowaliśmy się w taką glinę, że nawet roweru nie sposób prowadzić - uciekliśmy w pole :-) Po udrożnieniu napędu na tyle, że dało się jakoś jechać, minęliśmy Trakiszki (gdzie, jak opowiadał mój rodzony dziadek, urodziło się przed wojną cielę z dwiema głowami) i dojechaliśmy do Puńska. Zaszliśmy do sklepu po napoje, a tam w obcej mowie wszyscy mówią! Na szczęście Pani_z_kasy rozpoznała obcokrajowców i zażądała "pięć trzydzieści osiem". Siedliśmy pod wiatką nad jeziorem i zjedliśmy po kanapce. Wiatka się przydała bo właśnie zaczęło padać ;-) Z Puńska przez Wojponie i Majdan (w Majdanie spokój, żadnych barykad i protestów), wspomniane już Kupowo do Rutki-Tartak. Tam obiad i szukanie noclegu w Wiżajnach. Napasieni pseudoregionalną i odgrzewaną kuchnią ruszyliśmy przez zielone wzgórza Shire, Potopy i Ejszeryszki do Wiżajn - polskiego bieguna zimna. Po drodze "potoknęliśmy" ;-) rowery w potoku i pod wieczór zameldowaliśmy się w apartamencie: dwa pokoje, salon z TV i kominkiem, wyposażona kuchnia i to wszystko w promocji za 40 zł od łba :-).  A plecak przydał się na zakupy ;-)
Więcej szczegółów i świetnych zdjęć tutaj :-)




Agroturystyka co się zowie.

Pierwsze pagóry.

Czasem można zapuścić żurawia.

Hiszpania jakaś?! Muuuuucias gracias! 

Szutry

Przedsmak Shire.

U nas szutry,  u nich paskudny asfalt.

Szutry...

Szutry....

Na Buraki nie! Nie, nie i jeszcze długo, długo nie!

Szutry... i pagóry :-)

Mlecze.

:-D

Ciemne chmury nad Windows XP?

Puk, puk! Dzień dobry, wyjdzie Frodo na rowerek?

Szutry...pagóry.... nuuuuudaa :-D

Nieopodal Wiżajn, teraz to się wypogodziło :-)



Beskid Niski

Piątek, 2 maja 2014 · dodano: 14.05.2014 | Komentarze 3

... no w zasadzie to Wzgórza Rymanowskie, ale Beskid lepiej wygląda :-D. Zapowiada się długi weekend pod znakiem roweru, bo i pogoda piękna i rower sprawny :-D...no ale nie chwalmy dnia ;-) Pierwsze w tym roku spotkanie z większymi pagórkami. Z Krosna przez Rogi do Lubatowej i powrót przez Iwonicz Zdrój. Wspinaczka trochę mnie wymęczyła, ale za to zjazd rewelacyjny. Do bazy zostały mi jeszcze 4 kilometry i trzasnęła obręcz tylnego koła. To jakieś żarty?! Klątwa?! Kurrrrrrrrr....!!!!! A zapowiadał się weekend pod znakiem roweru...  taaaa, zepsutego.


Z drogi na Rogi!

Tędy chyba płynie prąd z Soliny, bo zamiast standardowego trzasku wyładowań niezupełnych, słychać jakby szmer potoku ;-)

Lubatowa.

Elektryfikacja jego mać!

Punkt widokowy pod Żabią Górą.

Iwonicz Zdrój. A gdzie jest Maxi Kaz?



I to by było na tyle z majówkowego rowerowania.

Coś na pocieszenie.

Puszcza Niepołomicka

Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 14.05.2014 | Komentarze 1

Spokojna, spacerowa przejażdżka po podkrakowskiej Puszczy.

Jak na puszczę - sporo tu asfaltu.



Na szczęście jest też trochę puszczy ;-)

Uczestnicy

Z "Wiesławem" nad Bug.

Sobota, 22 marca 2014 · dodano: 23.03.2014 | Komentarze 2

Jeszcze zimą, wśród ofert niskooprocentowanych kredytów, powiększania wacka, pracy w domu za 10 tys. i innego spamu przyszedł do mnie e-mail takiej treści:

Towarzystwo Przyjaciół Krzewienia Turystyki Rowerowej "WIESŁAW" w Nadmie zaprasza na
"Wycieczkę krajoznawczą do Puszczy Kamienieckiej w Nadbużańskim Parku Krajobrazowym"

Po drodze takie atrakcje, jak:

- piękna sama w sobie podróż jednostką na trasie W-wa Wileńska -> Ossów -> Prostyń
- dupourywne szuterki wzdłuż nadbużańskich wałów
- niekrępujący dostęp do tej pięknej rzeki Bók
- wdzięczniezwana wieś Wilczogęby wraz z pomnikiem 500-lecia Wilczogąb (Wilczychgąb)
- wrażenierobiące przysiółki Suć i Klin
[broprzystanek no. 1]
- bagienna ostoja konna Rażny
- przecięcie starorzecza Bugu w Lipieńcu
- punkt widokowy na Bug w osiedlu letniskowym o wdzięcznej nazwie Wywłoka
- rezerwat Jegiel między Wywłoką, a Szuminem, pełen świerczyn na torfie
- wiatki leśne w Szuminie
[broprzystanek no. 2]
- singiel nadbużańskim klifem z krzakingiem wzdłuż Wilżanki
- plaże nad ujściem Liwca do Bugu
- przesympatyczna wieś Kamieńczyk z bogato historio (od XIV w. siedziba kasztelanii!)
- przetajemniczy las Fidest
- szutrowy klasyk Gać - Basinów - Kukawki - Adampol
[brometa w Urlach nad Liwcem]

Zachęcony tym barwnym opisem pomyślałem: A czemu by nie?! Weekend zapowiada się słonecznie, o Wiesławie słyszałem wiele dobrych opinii. Wyraziłem więc akces i w wolną sobotę o 5:50 ruszyłem na Wileniak. Nie można powiedzieć, żeby frekwencja dopisała (może dlatego, że Zarazek zwany Panem Przewodnikiem wysłał zaproszenie tylko do mnie?) ale nie liczy się ilość!
Trasa została zmodyfikowana zgodnie z kierunkiem wiatru i z jednostki wysiedliśmy w Urlach ("Zabytek kasy zero, kur..." - kto wtedy był ten się śmieje). Lasami, polami pojechaliśmy do Kamieńczyka, tam objechaliśmy ryneczek, Pan Przewodnik przezornie zasugerował aprowizację w miejscowej placówce detalicznego obrotu artykułami spożywczymi. Potem, by spełnić marzenie PP, ruszyliśmy zobaczyć ujście Liwca do Bugu. Trochę zgłodnieliśmy więc znalazłszy odpowiednio klimatyczne zakole, zasililiśmy organizmy. Dalsza część podróży (zgodnie z odwróconym harmonogramem) to singiel nadbużańskim klifem z krzakingiem wzdłuż Wilżanki. Klif robi wrażenie, singielek przyjemny i zdradliwy (po drodze jedni zaliczyli glebę, a inni dwie ). Trochę przytarci, a PP z obitymi żebrami (oby nic poważnego) przedarliśmy się do Wilżanki. A tam PP ukazał swoje prawdziwe oblicze. Dzięki za przeniesienie roweru! Terenowo, leśnie i nadklifowo nad Bugiem dojechaliśmy do Szumina. Wiatki leśne były, ale broprzystanku nie, został przeniesiony na kolejne urocze zakole Bugu przed Rażnymi. Porządnie napasieni rozpoczęliśmy ostatni etap wycieczki. Piękną szutrową drogą wzdłuż nadbużańskiego wału dojechaliśmy aż do samej linii kolejowej. Po drodze cudne widoki, żurawie, bociany i jeden orzeł (wywinięty ;-)), a cały czas ciepło i słonecznie (wystarczyły pawiany i t-shirt). Tuż przed stacją okazało się, ze pociągi z Małkini do Warszawy wcale tak często nie jeżdżą (tylko bez komentarzy w stylu: "Trzeba było wcześniej sprawdzić"). Rozważyliśmy wszystkie "za i przeciw" i mając w zapasie ponad 2 godziny pojechaliśmy do następnej stacji :-) Zasłużony odpoczynek na peronie w Królewskim towarzystwie ;-) Wycieczka trochę się przeciągnęła i do domów dotarliśmy grubo po zachodzie słońca, ale jak zwykle było świetnie! 

Mogę z całego serca polecić TPKTR Wiesław i jego prezesa PP Zarazka. Niezrównany organizator, wyśmienity przewodnik i kompan w podróży. Za każdym razem wymyśla ciekawszą trasę. Z pewnością zapiszę się na następną wycieczkę organizowaną przez Wiesława :-) 



W drodze na dworzec. Na Czerniakowskiej budują obwodnicę rowerową terenów wodociągowych.


Po pierwszym dniu wiosny AD 2014. O tempora, o mores! ;-)


Całkiem fajna sosna kandelabrowa.


Czasem mijaliśmy miejscowości o nazwach pięknych... 

a czasem bardziej pospolitych ;-)


Bug.


Krzaking.


Bohaterski Zarazek.


Klif. 


Osiołkowi w żłoby dano.


Mazowsze w kadrze.


Tym razem sosna kandelabrowa odwrócona ;-)


Dlaczego pociągi IC/TLK nie zatrzymują się na stacji Sadowne Węgrowskie? ;-) Przemknął taki stukocąc pogardliwie.


Stare Miasto, ale nowocześnie oświetlone.




Dupa zbita ;-)

Niedziela, 9 marca 2014 · dodano: 11.03.2014 | Komentarze 6

Niedziela - czas odpoczynku i relaksu, wizyty w świątyni (kościół, ewentualnie hipermarket), kapcie, familiada, schabowy z kapustą... Nie wyszło; o 7:59 z Wileniaka rusza kibelek do Małkini, a ja w nim. Rower wisi (zupełnie bez sensu, bo pusto) w przedziale dla podróżnych z większym bagażem ręcznym, a ja w towarzystwie chłopaków (tak 50+) wracających z nocnej zmiany- rzekłbym swojsko. Za chwilę dosiada się Zarazek i zgodnie z planem (+ nieplanowane opóźnienie ok 15 min które może ulec zmianie) jedziemy do Urli. Pogoda piękna, słonecznie i rześko. Ruszamy. Najpierw około wiorsty i jesteśmy nad uroczym Liwcem. Napaśliśmy oczy widoczkiem i dalej w drogę, nad Bug. Bardzo przyjemnie szutry i asfalty ze znikomym ruchem, powietrze przesycone zapachem sosnowych lasów i świeżo rozrzuconego nawozu - sielanka. Nad Bugiem minuta dla fotoreporterów i kierujemy się nad kolejny ciek, tym razem rzekę Fiszor. Organizm domaga się kalorii więc jest kumulacja: kanapka przepłukana Kasztelanem. Rozleniwieni sadzamy siedzenia na siodełka, trochę już strudzone na wybojach. Lasem, błotem, piachem, a potem asfaltem, acz pod wiatr, mkniemy nad strugę (niewielki ciek uchodzący do rzeki, płynący wolno w terenie o małych deniwelacjach - tako rzecze Wikipedia) Czarną, ostatni już tego dnia obiekt hydrologiczny. Zwieszamy kopyta z klifu w uroczym zakolu i napawamy się wycieczką. Potem już tylko kawałek (często na stojąco) do stacji i rozstajemy się w poczuciu dobrze spędzonego dnia. A z Wileńskiego na Mokotów to już głównie próby znalezienia wygodnej pozycji na siodełku :-) Wycieczka rewelacyjna, trzeba będzie odwiedzić te miejsca latem!



No comment.


Funkiel-nówka  ścieżka przy stadionie, a na trawie szron.


Rowery zalogowane na stronie głównej wycieczki.


Liwiec toczy w porannym słońcu swe porywiste wody,


a pociąg złośliwie przetoczył się po moście chwilę po opuszczeniu pleneru ;-)


Prasłowiańska wierzba (chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera).


Rozlał się Bug.



Dwa ujęcia rzeki Fiszor. Na zdjęciu nie widać, ale pełno tu ptaszorów.


Bliziotko w rodzinne strony ;-)


Z cyklu: "Mazowieckie pejzaże"


Odpoczynek nad strugą Czarną.